17 sierpnia 2016 Komentarze (0) bieganie, motwacja

„Ale jutro to juz na pewno…”, czyli najważniejszy jest plan

Karta na siłownię, z której nie skorzystało się od roku? Obiecanki sobie samemu, że się będzie robić w domu ćwiczenia, po czym nic z tego nie wynika? A może „jutro to już na pewno pójdę biegać?”. Znacie to? Pokażę Wam, jak po tygodniach biegowego niebytu WZIĘŁAM tyłek w troki i zabrałam się do roboty. Jak to się stało? Ano prosto. O tak:

Numer jeden: CEL

Najpierw uświadomiłam sobie, jaki mam cel na końcówkę roku i że on jest już całkiem blisko. Cel to ŁUT150, czyli Łemkowyna pod koniec października. Rok temu nie udało się przez chorobę. I wiecie co? Dobrze, że się nie udało! Przez rok mniej startowałam, przez co trochę się uspokoiłam, wyluzowałam. Jednym słowem: odpuściłam, przez to nie mam takiej napinki i paniki, jaką bym miała rok temu. Spokojnie się przygotowuję sprzętowo i ogólnorozwojowo. I tu przychodzi czas na…

Numer dwa: TRENINGI

Dzięki temu, że na urlopie byłam przed wakacjami, to lipiec i sierpień mogę poświęcać na pierwszą systematyczną robotę treningową od lat. W drugiej połowie lipca gdzieś mignęła mi informacja, że regularne treningi dwa razy w tygodniu prowadzi Asia Palka z Boot Camp. Uczy, jak pracować nad siłą, wytrzymałością i które części ciała najbardziej potrzebne są do szybkiego biegania oraz dlaczego nie są to tylko nogi. No to dawaj! Zapisałam się i jeszcze namówiłam mojego ukochanego i teraz we dwoje dwa razy w tygodniu przez godzinę dajemy się Asi totalnie zmęczyć. Treningi można znaleźć tu na stronie Boot Campu.

Z Asią kończymy z końcem sierpnia, ale to nic, bo od września zaczynam przygodę z Akademią Kettlebells. Na zajęcia już się zapisałam, w razie gdyby nagle naszły mnie wątpliwości i jednak w ostatniej chwili odechciało się iść 😉

Numer trzy: BIEGI

Z bieganiem postanowiłam nie przesadzać. Głównie ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, a wybiegania (megadługie, wolne) robić tylko w weekendy. Kiedyś taki system już mi się sprawdził, więc teraz też nie mam obaw. I biegnę: BMW Półmaraton Praski, PZU Maraton Warszawski, Bieg Wegański, a w wolne weekendy orientacyjki – w zależności od regeneracji 50 albo 25 km (pamiętajcie, że w moim przypadku to nie sam bieg, zwykle przeplatany jest spacerem). Wszystko ustawiam tak, żeby solidnie pomęczyć się we wrześniu, a październik mieć już na maksymalną regenerację przed Najważniejszym Biegiem.

I tylko jedno zastrzeżenie: nie będę lecieć tych wszystkich biegów na maksa, a nawet zrobię to sporo poniżej prędkościowych możliwości! Chodzi mi o to, żeby naklepać kilometrów, pobyć samej ze swoimi myślami w czasie kilkugodzinnego biegania, wsłuchać się w organizm i zwyczajnie przyzwyczaić go do tego, że tym razem do pokonania będzie miał nie 15-20 km, ale dużo, dużo więcej. Sprawdzić czy spodenki nie obcierają, koszulka nie ciśnie, nowy stanik pasuje, a organizm dobrze znosi żabi skrzek. To wszystko na ŁUT150 zdecydować może o sukcesie albo porażce. I jeszcze raz: to nie jest tak, że w taki tryb wchodzę pierwszy raz w życiu – miałam już taki system rok temu i sprawdził się świetnie! Do tego tym razem dołożyłam ćwiczenia, dzięki którym ryzyko kontuzji jeszcze się zmniejsza.

Efekt: SPOKÓJ

Wszystko to skutkuje jedną rzeczą: spokojem. Jestem spokojna o jesienny start, bo jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to będę do niego dobrze przygotowana. Nawet noclegi na wyjazd są już ogarnięte, żeby ten kłopot mieć z głowy.

Co z tego wynika dla Ciebie?

Jeżeli masz kłopot podobny do mojego, czyli brak mobilizacji, tak możesz sobie z tym poradzić:

  • Wybierz główny cel, który osiągniesz za jakiś czas – nie, nie chodzi o ŁUT150. Chodzi o to, żeby określić, do czego się dąży. Czy to dycha ciągłego biegu, czy półmaraton, czy długi, fajny bieg na orientację. Znajdź w kalendarzu, zapisz się i opłać, wpisz do kalendarza. Uwaga: cel musi być realny! Nie wybieraj maratonu, jeżeli biegasz od trzech miesięcy czy pół roku.
  • Znajdź w swojej okolicy treningi, które przygotowują do takiego biegania, albo – jeżeli masz wystarczająco dużo samozaparcia – trenuj samemu według planu. Nie omijaj żadnego z elementów planu! Jeżeli jest w nim powiedziane, że we wtorki i czwartki robisz ćwiczenia ogólnorozwojowe, nie zamieniaj ich na bieganie. Żeby dobrze biegać, naprawdę nie trzeba dużo biegać, za to na pewno trzeba ćwiczyć więcej niż się na początku wydaje.
  • Umów się z kimś – z takich treningów zawsze trudniej zrezygnować niż z tych, na które umawiamy się sami ze sobą.
  • Nie myśl o tym, jak dużo czeka cię Tego Dnia. Rób każdego dnia swoje, realizuj punkt po punkcie i nie zastanawiaj się, co będzie za dwa-trzy miesiące. Po prostu wykonuj robotę najlepiej, jak potrafisz. A gdy Ten Dzień nadejdzie, po prostu pobiegniesz. I już 🙂

Ja naprawdę na co dzień nie myślę o ŁUT150. Raczej o tym, że mam zakwasy po wczoraj i jutro znów będzie robota. Żeby przysiad był odpowiedni, żeby dać radę wskoczyć po schodkach i żeby nie wywalić się na rozgrzewce. I że w weekend pewnie pogram w badmintona, bo chodzi za mną już od dawna. I że za tydzień będę już chwilę przed półmaratonem i jakie buty wziąć, żeby nie obtarły, oraz żeby nie zapomnieć o pĄpaskach na mecie. I żeby tylko nie padało, bo wtedy jazda #roweremdopracy jest mniej przyjemna. Czasem tylko, jak spadają gwiazdy, w głowie pojawia się jedna taka liczba, w której chętnie zamknęłabym Łemkowynę. Liczba godzin, nie powiem jaka. Ale przecież jak się liczbę przekroczy, to dramatu też nie będzie. Po prostu będzie dłużej i już. Ale na co dzień nie myślę o ŁUT. SPOKÓJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.