10 lutego 2016 Komentarze (0) bieganie

„Ileee?!”. 10:24. Ale za to lasy piękne!

– Chodź, Śnieżne Konwalie są fajne, bo oprócz dużych punktów na mapie mają zaznaczone jeszcze takie malutkie. Wiesz, są osobne mapy do bno, ale te punkciki są też na dużej narysowane. To strasznie fajne!

Dwa tygodnie później:

– Zapraszamy po mapy!

– O cholera, a małe gdzie?!

Ileż to razy jeszcze przyjdzie mi to napisać: zaczyna się jak zwykle. Przyjazd, zakwaterowanie w szatni, szykowanie rzeczy, pompowanie materaca, pobudka, jedzonko, kibelek, powitania, powitania, i „zapraszamy po mapy”… wróć! Nie jest jak zwykle! Bo okazuje się, że na Łyska pierwsze tygodnie szkolenia zadziałały. Kilka razy już ma wyskoczyć i przywitać się ze znajomymi, ale w ostatniej chwili coś jakby trzymało go za tyłek przy podłodze. I piesek nie wyskakuje! Czyli nasza prośba pozostaje w mocy: żeby nie witać się z psem, jak skacze, tylko głaskać go jak jest przy ziemi 🙂TP251

Mapy

TP501Ale te mapy! Odbieramy i kitramy się z powrotem w naszej szatni. Punktów jest 34, a limit czasu to 15 godzin. Strasznie dużo, podejrzanie dużo! No i brak małych punktów na dużej mapie. Do tej pory Konwalie rozpieszczały tym, że na dużej mapie naniesione były też punkty z bno. Teraz tego ułatwienia nie ma i trzeba sobie je samemu narysować. Rysujemy więc, kreślimy, decydujemy…

Zanim obmyślimy nasze osobiste warianty (kolejność od dolnego, dużego bno, potem duża mapa, małe, północne bno, ostatni punkt z dużej mapy i meta), jest kilka minut po starcie. Wyłaniamy się na dziedziniec, a tam same niedobitki, bo ci najlepsi wystrzelili do przodu w pierwszych sekundach. My tym razem nie zamierzamy bić się o sekundy (a przynajmniej tak nam się wtedy wydaje). Chcę bardzo dokładnie nawigować, żeby nie robić głupich błędów jak na Ełckiej Zmarzlinie. Bo chociaż tam wynik wyszedł niezły, to mam świadomość kilku konkretnych wtop, które zmarnowały nam przynajmniej z pół godziny. Teraz nie chcę powtórki.

Jak po sznurku

Dlatego bardzo uważnie i na spokojnie napieramy. „Ależ tu pięknie!”. Pierwszy punkt, drugi, trzeci, szósty, dziesiąty… Dobrze to wszystko wygląda! Poza jakimiś drobnymi przestrzeleniami, które opóźniają nas najwyżej po minucie, i jednym dłuższym – na jakieś 10 minut – nawigacja jest precyzyjna. Kolejne punkty wchodzą jak w masełko na prostych trochę się rozpędzamy, a jak w okolicy jest zupełnie pusto, puszczamy nawet Łyska wolno. Jest tak zaaferowany swoim odpowiedzialnym zadaniem pilnowania się nas bez smyczy, że nawet nie łapie tropów, tylko pilnuje, żeby żaden uczestnik tej wycieczki się nie zgubił. Jest wspaniały! Biegniemy tak z niedużymi przerwami (np. na przecięcie stada saren) aż do zmroku, pies wciąż pod naszymi nogami, bez skręcania na boki i węszenia.

Przemierzamy tak przepiękne, sosnowe lasy, z mchami i pagórkami. A to fajna droga na rower, a to fajna chatynka z widokiem na las. Nie ma śladu po błotach po roztopach, których się obawialiśmy przed startem, bagno spotykamy dopiero na końcu, bo po prostu punkt jest umieszczony na podmokłym terenie.

DCIM102GOPRO

DCIM102GOPRO

Zmrok

I nagle, jak do końca zostaje nam już tylko małe, północne bno i jeden duży punkt, coś przeskakuje. Klik! I zaczyna się pieprzyć. Najpierw na górce. Takiej jebutnej, ogromnej górze, na której zboczu jest jeden z punktów. Dobrze idziemy, dobrze, ścieżki się zgadzają, aż wydaje mi się, że to tu i zupełnie irracjonalnie zamiast na górze, zaczynam schodzić i szukać punktu na dole. Czemu? Teraz sobie myślę, że chyba poziomice mi się zupełnie pokićkały i wydawało mi się, że to jakieś wypłaszczenie na zejściu, a nie grzbiecik… Ech.

Następny też jakoś kiepsko. Niby bagienko, a ja w poszukiwaniu jego też zamiast do dołu, idę do góry. A przecież bagienka na górze to są tylko w Beskidzie Niskim, a to nie Niski, tylko Zielona Góra przecież… Ech.

DCIM102GOPRO

Takie okoliczności przyrody na Śnieżnych Konwaliach…

Dalej niby do przodu, a jak po grudzie. Zamiast wejść prosto na punkt w zakolu rzeczki, jakoś plączę się w krzakach idąc na niego, a potem jeszcze buraczę wracając. Niby kierunek dobry, ale można było spokojnie to dużo szybciej zrobić.

Ostatni punkt wchodzi już zupełnie dobrze. Na szczęście. I dzida do mety.

A tam już wszyscy są. Jesteśmy gdzieś przy końcu stawki. I potem te pytania: „co tak wolno?”, „co tam robiliście?”, „ileeee?!”. No. 10:24. No i co? 😀 Za to lasy piękne i Łyska wybiegaliśmy. I dobre ćwiczenie punktów. O! Acha, na końcu, w bazie, znów śpiewaliśmy.

To nasza traska:

mapa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.