26 kwietnia 2019 Komentarze (0) #życietowycieczka, a po bieganiu...

Skalne miasto z psem. Majówka albo przedłużany weekend

Wstajesz rano i wiesz, że nic nie musisz. Mieszkasz na polanie przy drodze w małym domku na kempingu. Wieczorem rozpalasz ognisko, płomienie strzelają w górę, ty siedzisz na pieńku, pieczesz co tam chcesz, patrzysz w ogień, może i grasz na gitarze albo słuchasz jak ktoś śpiewa. Jeżeli lubisz piwo, to masz teraz okazję spróbować tych naprawdę dobrych.

A rano bierzesz plecak, psa i ruszacie na wycieczkę. Górą, przez kwietne łąki z mleczami i zieloną trawą, a potem dołem przez skalne korytarze, platformy, szczeliny. I tak kilka dni z rzędu.

Skalne tarasy, strzeliste wieże, leśne jeziorka, schodki, labirynty i zakamarki – to teraz twój świat. Jesteś w Skalnym Mieście w Czechach tuż przy granicy z Polską. Chodź, pokażę ci, jak przeżyć magiczną majówkę albo przedłużany weekend.

Pod piaskowcem 🙂

 

Kładki i skały… tego w Skalnym Mieście nie brakuje

Dzień zerowy. Przyjazd i nocleg

Na miejsce przyjeżdżamy późnym wieczorem, właściwie nocą. Śpimy na kempingu (o tym) – między Adrspachem a Teplicami nad Metują. To zwyczajna, dość spartańska miejscówka, ale ma wszystko, co do życia potrzebne: czyste toalety, umywalnię, kuchnię. Naszą bazą na najbliższe dni będzie mały domek, który zarezerwowaliśmy kilka dni temu. W domku nie ma ogrzewania, ale zabraliśmy ciepłe śpiwory – I słusznie, bo w czasie majówki noce są jeszcze chłodne. Mamy ze sobą kempingowe krzesełka i kuchenkę turystyczną, na której na werandzie gotujemy wodę na herbatę. Na kempingu jest bar, w którym można kupić piwo, da się też zjeść. Wieczorem można rozpalić ognisko – paleniska znajdują się niedaleko domków i miejsc pod namioty.

Dzień pierwszy. To kemping czy parking?

Rano wstajemy niespiesznie, bo i po co się zrywać? Mycie, śniadanie, kawka na werandzie… chill. Aż wybija 10:00. Trawa przed domkiem momentalnie zamienia się w gigantyczny parking. Czesi pokazują kierowcom, jak ustawiać auta, ludzie wysiadają, zbierają się i idą w stronę wejścia do Skalnego Miasta w Teplicach. Kemping od kasy biletowej dzieli kilkanaście minut spaceru. My – wciąż totalnie zaskoczeni – chwilę czekamy na rozwój sytuacji, a w końcu pakujemy plecaki, zabieramy psa i też wyruszamy. I im bardziej zbliżamy się do wejścia do doliny, tym bardziej wiemy, że przez bramki nie przejdziemy. Przed wejściem kłębi się dziki tłum ludzi, ustawiony w potężną, wielopokoleniową kolejkę. – To nie ma sensu, idźmy teraz gdzie indziej, do doliny pójdziemy sobie później – postanawiamy zgodnie. I tak robimy.

 

 

Na pierwszy spacer wśród skał wybieramy mało uczęszczany szlak „górą”. Idzie on z Teplic nad Metują, prawie okrąża dolinę z od południa i schodzi do po zachodniej stronie całego skalnego kompleksu.

Gdy docieramy do najbardziej atrakcyjnych skał, jest już po 16:00, w dolinie nie ma już śladu po tłumach ludzi z rana. Jesteśmy tylko my i jeszcze kilku turystów.

Teraz, w takim kameralnym gronie, w spokoju spacerujemy, oglądamy skalne formacje, chodzimy po labiryntach i milion razy zatrzymujemy się, by zrobić zdjęcia. Warto było czekać do popołudnia!

Gdy wracamy do domku, wszystko jest znowu takie, jak było poprzedniego dnia wieczorem – kemping jest znów spokojnym, cichym miejscem z kilkoma namiotami. Wieczorem znów siadamy przy ognisku z czeskim browarkiem.

Planujemy już następny dzień: wstaniemy bardzo wcześnie i spróbujemy tuż po otwarciu kas wejść do drugiej doliny w okolicy – w Adrspachu. Mamy tam do odwiedzenia kolejne szlaki, spore jezioro i przede wszystkim słynną, wbudowaną w skały, bajkową, kamienną bramę.

Jak postanawiamy, tak robimy. Wstajemy wcześnie, sprawnie zbieramy graty, pakujemy plecaczki, psa i – tym razem zanim jeszcze pierwsze samochody pojawią się na horyzoncie – ruszamy na spacer do Adrspachu.

Szlak ładnie wije się wzdłuż drogi, co jakiś czas mijamy stare domki, przekraczamy łąki, aż docieramy do wlotu doliny.

Niestety, na miejscu okazuje się, że nie tylko my mieliśmy pomysł na wczesny start. Parking zapełnia się z minuty na minutę, a kolejki do wejścia szybko się wydłużają. Mimo to, kupujemy bilety i wchodzimy. Pies też ma swój – kosztuje ok. 10 koron i w pakiecie dostajemy też torebkę na kupę.

Zaczynamy od jeziora po lewej od wejścia. Po raz pierwszy zobaczyliśmy je jeszcze przed przyjazdem, na zdjęciach Skalnego Miasta. Wtedy robiło wrażenie dzikiego, niezwykle błękitnego, wtopionego między skały. To, co widzimy na miejscu, jest o niebo lepsze od jeziorka na zdjęciach. Co przerwa w skałach, to inny widok. Niebieska woda, samotne drzewa, raz skalny brzeg, a raz piasek.

Po obejściu jeziorka kierujemy się w stronę najbardziej majestatycznych skał – tych z bramą i skalnymi korytarzami.

Tutaj jednak natrafiamy już na… korki. Ścieżkami spacerują takie tłumy, że dla żadnego z nas – ani dla nas, ani dla zdezorientowanego psa – nie jest to przyjemne. Gdzie się nie obejrzymy – tłumy! Zero magii, klimatu. Nic. Postanawiamy uciekać stamtąd co sił i wrócić wieczorem tego albo następnego dnia.

Znów decydujemy się na spacer na około – gubimy szlak, znajdujemy, trafiamy na przestrzenne łąki z zieloniutką trawą i na stare zabudowania z resztkami maszyny do szycia.

Ostatecznie do Adrspachu już tego dnia nie trafiamy. Zamiast tego zwiedzamy jeszcze jedną ścieżkę w Teplickich Skałach (tych z wczoraj) – znów po południu, więc znów pustych i niezadeptanych.

Dzień trzeci. Wilczy Parów i Adrspach

Ostatniego dnia już nie próbujemy wbijać się do uczęszczanych dolin wtedy, gdy jest tam najwięcej turystów. Zamiast tego od razu wybieramy drogę na około, by dopiero popołudnie spędzić w okolicach Adrspachu. Na początek wybieramy się do Teplic na piwko.

Potem dużym łukiem przez łąki pełne mleczy…

Żółte łąki w drodze w skały

… do dobrze znanej już doliny w Teplickich Skałach.

Następnie stamtąd Wilczym Parowem w stronę Adrspachu.

Długie, drewniane chodniki, podmokłe tereny, a wokół majestatyczne skały. Mnóstwo zieleni, ptaków… To jest prawdziwa magia!

Idziemy oczarowani tą niesamowitą drogą, która wydaje się jakby miała nigdy się nie skończyć. Na końcu zaś czeka na nas nagroda: całkiem puste Adrspaskie skały.

Puste skały

Docieramy tam dopiero ok. 17-18, więc po tłumach nie ma śladu. Jest natomiast piękne światło i wielki spokój. Chłoniemy to, robiąc kółka wyznaczonymi wśród skał szlakami i odwlekamy moment wyjścia z doliny.

Mysia dziura w Adrspasskich Skałach

 

Nareszcie udaje się zobaczyć pustą bramę

Dzień czwarty. Powrót

W końcu jednak trzeciego dnia nadchodzi ten moment i wracamy do naszego domku na kempingu. Nazajutrz z Czech wyjeżdżamy z niesamowitymi wrażeniami i poczuciem, że spędziliśmy właśnie kilka najwspanialszych dni ever.

– Zaraz, zaraz, a co to tutaj jest? Co to za skały? Dlaczego ich nie widzieliśmy? – niepokoję się, gdy po powrocie składam mapę Skalnego Miasta. Przez to, że cały czas była złożona tak, by pokazywać miejsca, w które stale chodziliśmy, nie zajrzeliśmy na drugą stronę. A tam znajduje się jeszcze jeden, nieodwiedzony przez nas, skalny kompleks: Borumovskie Steny. Czyli mamy po co wracać do Skalnego Miasta! Może trafimy tam już za kilka dni?

Tips&Tricks

  • Skalne Miasto jest blisko Polski, ale naprawdę warto spać w Czechach, nie u nas. Powody? Bliskość skał -> brak potrzeby poruszania się autem -> możliwość uniknięcia tłumów przez dobór późniejszych pór zwiedzania;
  • Kemping, na którym spaliśmy, to Turistický autokemp Bučnice, na ich stronie znajdziecie wszystkie informacje o cenach i warunkach noclegu, jest też galeria zdjęć. W czasie majówki nie śpi tam wiele osób, ale wyobrażam sobie, że w sezonie może być tam tłoczno;
  • Informacje o biletach do dolin, a także o tym, co tam wolno, czego nie oraz jak się po nich poruszać, znajdziecie tutaj;
  • Z psem nie ma najmniejszych problemów – na każdym kroku można poczuć, że w Czechach psy się bardzo lubi. Między innymi to zachęca nas do powrotu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.