5 października 2016 Komentarze (0) bieganie, pies, relacje

„Zaraz wypluję płuca! Ale ciśniemyyy”. Opowieść o biegu z Wyjątkowym Psem

Łysek na podium - fot. Piotr Dymus

Kawałek kółeczka w Parku Skaryszewskim, potem odbicie w bok w stronę Międzynarodowej i kanałku, mostek, powalone drzewo, nawrotka, mostek, schody (!) i wpadamy znów na parkowe kółko. Matko, zaraz wypluję płuca! Ale ciśniemy, ciśniemyyyy!

Maratońskie i półmaratońskie weekendy są dla mnie od jakiegoś czasu są totalnymi świętami biegania. Zwłaszcza ten jesienny, związany z Maratonem Warszawskim. To, że w przeddzień maratonu jest jeszcze dodatkowy bodziec – czyli Bieg Wegański – też już powoli staje się rytuałem i na stałe wchodzi do kalendarza. I o ile w zeszłym roku rozważałam, czy nie lepiej relaksacyjnie sobie tej niepełnej piąteczki pobiec, żeby za bardzo się przed głównym, dużym biegiem nie zmęczyć („Może lepiej nie przesadzać, nie szarżować…?” – myślałam), to teraz nie mam wątpliwości co do tego, co robić: cisnąć na pełnym gazie od samego początku. I poprawić wynik z zeszłego roku.

Bieg w towarzystwie

Tym razem dodatkowo towarzyszy mi pies Łysek, bo organizatorzy – Viola i Robert – bardzo lubią psy. Od samego startu gonimy więc we dwoje na skraju wytrzymałości – od pierwszej minuty i mojemu przyjacielowi, i mnie udaje się utrzymać mocne tempo. Kawałek kółeczka w Parku Skaryszewskim, potem odbicie w bok w stronę Międzynarodowej i kanałku, mostek, powalone drzewo…

Całe szczęście, ostatnio z Łyskiem trochę jeździliśmy rowerem, przez co pies miał okazję poćwiczyć wysokie prędkości (biegnąc obok roweru sam z własnej woli się rozpędzał, ja tylko towarzyszyłam). Robiliśmy taki trening interwałowy – trochę szybko, trochę wolno, szybko, wolno… I efekty są: wcześniej przy tempie poniżej 6 min/km już zostawał w tyle. Teraz problemem nie jest dla niego już nawet 4:20 min/km! Gdybym miała taki progres jak on, to bym w open pewnie z facetami wygrała!

Ale zejdźmy na ziemię: gdzieś w okolicach kanałku wyprzedam dwie dziewczyny. Ile ich jest jeszcze przede mną? A ile psów jest przed Łyskiem? Jak on ma fajnie, że takich rozkminek nie prowadzi. Biegnie ile sił w czterech łapach i już!

…i dalej: nawrotka, mostek, schody (!) i wpadamy znów na parkowe kółko. Matko, zaraz wypluję płuca! Ale ciśniemy, ciśniemyyyy!

Nagłe przyhamowanie

14502862_1738795149704067_8339599311210207080_nCo jakiś czas oglądam się przez ramię i sprawdzam, czy nie goni mnie ktoś, kto zasadzałby się na naszą pozycję. Ale nie! I jak już widzę, że meta blisko, Łysek przyhamowuje i zaczyna… kręcić kółka! Wiecie, co oznaczają kółka, nie? Na szczęście szybko udaje się go przekonać, żeby jednak przeleciał jeszcze kilkadziesiąt metrów i ogarnął swoje potrzeby za metą.

A mi do uszu dobiega już pierwszy komunikat w który nie mogę uwierzyć: – I pierwsza dziewczyna… ale obejdzie się smakiem, bo biegnie z psem – słyszę przez megafon. Pierwsza dziewczyna?? Uoo! Potem okazuje się, że przybiegłam jako pierwsza z kobiet, ale ludzie z psami są wyłączani z klasyfikacji ogólnej, „bo pies może pomagać”. Spoko, rozumiem. To i tak mój największy sukces – wynik zeszłoroczny – 22:48, wynik tegoroczny – 21:03! Ale czad! Sierpniowe treningi z Asią i wrześniowe kettle dały moc i prędkość. A będzie jeszcze lepiej, bo to dopiero początek!

I chociaż na podium dziewczyn nie staję, to jednak wychodzimy z Łyskiem na scenę. Kundel zostaje bowiem wyczytany jako… pierwszy w kategorii Wyjątkowy pies! Mój wyjątkowy kundelek! <3

Bardzo dziękuję organizatorom Biegu Wegańskiego za fotkę, którą pozwolili wykorzystać do tej relacji. Wykonał ją najlepszy: Piotr Dymus!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.