22 lutego 2016 Komentarze (0) bieganie, relacje

Zepsuty kompas, jedna mapa i… „masz stowarzysza!”

– Pójdziemy w lewo, potem zaraz w prawo między domy, przez lasy, wejdziemy w tę drogę i prosto na punkt – planuję. Przed startem wszystko zawsze wygląda idealnie: mapa taka czytelna, punkty proste, drogi? Tylko ewidentne i widoczne. Wszystko czyste, nienaruszone, bezbłędne i bezburaczane. Do setnej sekundy przed startem. A potem wszystko się zmienia.

Skorpion 2016

Skorpion 2016

Start.

10 sekund po starcie:
– Ej, nikt nie skręca w lewo, absolutnie nikt! – zauważa Marcin.
– Nie idziemy tam… – decyduję.

2 minuty po starcie:
– Zaraz… Popsuł mi się kompas! Wypadły jakieś dwa kółeczka i nie działa… – wołam spanikowana, jednocześnie powstrzymując się od rzucenia soczystego przekleństwa.

5 minut po starcie:
– Ale się daliśmy zrobić tym startem w miksie. Jedna mapa na dwie osoby. Trzeba było startować osobno, to byśmy mieli dwie mapy… – mówi mój partner
– O nie! To ja zapomniałam wziąć drugą mapę! Ale w sumie po co nam dwie mapy, jeżeli mamy tylko jeden kompas? – odpowiadam. W ramach szukania pozytywów w tej beznadziejnej sytuacji.

I tak w pięć minut to całe piękne planowanie i cyzelowanie upada jak komuna w 89.

Skorpion i stowarzysze

Na Skorpiona zawsze czekam z niecierpliwością. Czekać zaczynam w chwili, gdy dobiegam na metę rok wcześniej. Bo jest na końcu świata (początek, jak ustaliliśmy, jest pod Zieloną Górą), latamy po mało zagospodarowanych terenach, niesamowitych, niewidocznych z oddali wąwozach i zupełnie dzikich lasach, a do tego są stowarzysze, czyli punkty zmyłkowe. Gdy dobiega się do lampionu w lesie, trzeba powściągnąć emocje i nie cieszyć się zbytnio, tylko zachować czujność i dobrze się zastanowić. Bo w okolicach niektórych punktów organizator rozstawia też inne stadko innych punktów kontrolnych, które położone są w podobnym miejscu, co ten wypragniony i prawidłowy, ale jednak różnią się szczegółami. Zebranie takiego stowarzysza oznacza zaliczenie punktu, ale jednocześnie przysolenie 25 minut kary. Trzeba po prostu bardzo dokładnie czytać mapę, a niekiedy i precyzyjnie liczyć kroki, żeby dobrze oszacować odległość.

w trasie Skorpiona 2016

Na trasie trasie Skorpiona 2016

Kwestia map

Przed startem jest odprawa. – Kto był w poprzednich latach, do tyłu, nie musi słuchać. Nic się nie zmieniło – instruuje Paweł. Dla mnie jedyną nowością jest to, że tym razem nie biegnę indywidualnie, ale w miksie z moim chłopakiem. Dowiaduję się, że będziemy mieć jedną kartę startową do podpisywania punktów, ale dwie mapy – po jednej dla każdego. Punktów jest 14, zatrważająca większość – w wąwozach. Marcin w tym czasie czeka przed szkołą z psem – nie ma co denerwować Łyska, a jak powinnam spokojnie ogarnąć ten natłok informacji sama. Powinnam, ale nie ogarniam. Bo gdy przychodzi do rozdawania map, oddaję – jak głoszą zasady – podpisaną naszymi dwoma nazwiskami i kategorią fiszkę, a w zamian Paweł daje mapę. Jedną, nie dwie. – Ale się daliśmy zrobić tym startem w miksie. Jedna mapa na dwie osoby. Trzeba było startować osobno, to byśmy mieli dwie mapy… – mówi po przebiegnięciu jakiegoś kilometra mój partner. – O nie! To ja zapomniałam wziąć drugą!

Pięknie się zaczyna. Potem jeszcze dochodzi zepsuty kompas do kompletu. Nieźle, jak na pierwsze pięć minut biegu. Pocieszam się, że to, co miało się stać najgorszego, właśnie się stało. I tak faktycznie na szczęście jest.

DCIM102GOPRO

Domek przed końcem trasy

Najlepszy wariant

Bo zaraz po tym, jak psuje mi się kompas, dobiegamy do granicy lasu. Garstka ludzi, którzy ostali się przy naszym wariancie, skręca w lewo w las. Wszyscy przed nami, nasza trójka zamyka peleton. – Zaraaaz, to nie tu. My w prawo musimy, wzdłuż jeziora – staram się dokładnie czytać mapę. I odrywamy się od grupki. Lecimy wzdłuż brzegu, potem wpadamy na drogę leśną i dobijamy do innej, którą biegliśmy chyba jakoś wcześniej (ale która gdzieś tam bardziej się wiła niż nasza). I wpadamy w tę drogę i napieramy, bez oglądania się za siebie, tylko na to, co przed nami… znaczy ja. Bo Marcin się ogląda. – Wszyscy są za nami! – słyszę. Ja nie mogę. Jak to się stało? Wygląda na to, że już na pierwszych kilometrach zrobiliśmy ich wszystkich w jajko naszym wariantem. „Ciekawe, kiedy się to skończy” – złowieszczę w duchu… Ale jak na trasie spotykamy Kwita, Bartka (czyli czołówkę tego biegu – jak się potem okaże) i Piotrka, to już wiemy, że nasz wariant nie jest najgorszy. Wiadomo, oni na pewno zebrali jeszcze jeden punkt po drodze (my mamy na niego pomysł na powrót), ale ciągle to niezły wynik!

I wtedy jest pierwsze podejście i pierwsze „już nie mogę”. Moje, oczywiście, bo górka jest niczego sobie. W zasadzie bardziej kojarzy mi się z Beskidem Niskim, niż z Roztoczem, chociaż to pewnie przez pomylone wyobrażenia. A potem pierwsze zetknięcie z błotem. „Duże” – myślę. Oczywiście, to nie było duże błoto. Na punkt nachodzimy bez problemu. Problemy zaczynają się zaraz potem, bo okazuje się, że na szagę nie bardzo możemy przez tę górkę ciąć. Wszędzie kolce, łapiące za spodnie krzaki i totalnie wgryzające się w podeszwy błoto. Gdyby było tylko ono, to jeszcze byśmy dali radę, ale krzaki i pies nie łączą się ze sobą najlepiej. Szybka decyzja: schodzimy na dół do drogi, będzie szybciej i prościej.

DCIM102GOPRO

Pierwszy prawdziwy wąwóz

I faktycznie: na drodze możemy już nieco bardziej się rozpędzić i bez problemu dobijam do asfaltówki, za którą jest pierwszy poważny, głęboki wąwóz, który będziemy czesać (na szczęście tylko z góry). Początkowo nie trafiamy w ten prawidłowy, ale zaraz potem poprawiamy się i nachodzimy prosto na punkt, który wcześniej widzimy z oddali. Na mecie wpadnę w panikę, że akurat tam zaliczyliśmy stowarzysza – Paweł zrelacjonuje mi, w jakich innych miejscach ustawił zmyłki i aż włos się od tego zjeży. Wtedy jednak, w terenie, liczę odnóżki wąwozu i wszystko się zgadza, każde wygięcie ich i położenie w stosunku do drogi… No i na szczęście ten, który zapisujemy, jest dobry!

Troje łowczych

Potem jest już tylko piękniej. Na zbiegu z pierwszego prawdziwego wąwozu puszczamy po raz pierwszy psa. Po początkowych szaleństwach opanowuje się i zaraz potem zaczyna pilnować, jakby był na niewidzialnej smyczy. Jest wspaniały w tym, jak bardzo jest z nami na tym biegu. Jesteśmy trojgiem łowczych (tak pewnie on to widzi), którzy pilnują się nawzajem. I nieważne, czy akurat w pobliżu są kury, czy gospodarstwa. Kilka razy Łyska wybija z rytmu zwierzyna, za którą przez moment leci, ale zaraz potem wraca i znów jesteśmy we trójkę. Widzimy, że jeżeli w odpowiednim momencie wyrwiemy go z tropienia, przychodzi i znów jest nasz. Gdy tylko robi się za bardzo szalony, za mocno czuje ślady i zbyt blisko jest droga z samochodami, bez dyskusji bierzemy go na smycz.

DCIM102GOPRO

Łowczy w błocie

Po pierwszym prawdziwym wąwozie czeka nas asfalt. Długi odcinek przez wsie i pierwsze fajne, drewniane domki. I takie stuletnie, z bala, całkiem zadbane, i całkiem nowe, z ostatnich lat. – Mieszkałabym – pada po raz pierwszy, a potem jeszcze kilka razy w czasie tego rajdu. Bo domki niektóre naprawdę śliczne!

Rzeki błota i stowarzysz

Kolejne punkty idą nam lekko, na dwóch z rzędu spotykamy Anię, a potem dalej jeszcze kilka razy przetasowujemy się ze znajomymi z widzenia zawodnikami. A to w wąwozie, a to na polu, a to na błotnistej drodze. I tym razem nie kojarzy mi się już z Beskidem Niskim, gdzie myślałam, że jest najwięcej błota. To jest błoto roztoczańskie. Jest wszędzie, poza lasami. Brązowa, gliniasta breja, która wypełnia wszystko. Drogi są jak rzeki błota, a pola – jak bagna wokół tych rzek. Wszystko się klei, a człowiek tylko brnie, brnie byle szybciej. Bo przygotowany był do tego, że po drogach będzie ekspresowo, a tu jak mucha w smole. – Chodźmy lasem, przynajmniej nie będzie błota – proponuje Marcin. I nie ma, ale zaraz potem znów jest.

DCIM102GOPRO

Domki, domki…

A wcześniej jeszcze nie daję się zrobić w jajo. Przynajmniej tak mi się wtedy wydaje. No bo lecimy przez las, niby dobrze, ale tak do końca to nie wiem, czy trochę nas nie znosi. I jak wchodzimy prosto na punkt w rozwidleniu jarów, to mi się wydaje, że jednak zniosło. Jakoś nie przyjmuję do siebie, że mogliśmy po prostu dobrze nawigować i już. I zaczynam kombinować: a że to ściana wąwozu za mała, że za bardzo się wije, i że ten po prawej punkt, ten drugi, cośmy go właśnie namierzyli, jest dużo lepszy niż ten, na który weszliśmy. Potem, wychodząc z wąwozu, znajdziemy jeszcze jeden, ale co do tego nie będę mieć wątpliwości. Szczęśliwa z tego przechytrzenia organizatora wejdę potem na metę. – Który zebrałaś? Nie środkowy? To masz zły – utnie potem Paweł. Pięknie. Kombinatoryka.

Skraj mapy i schyłek dnia

Potem jest jeszcze kilka wiosek, wąwozów i wąwozików. Jest kilka zmył, które widzimy, ale które zupełnie nie pasują mi do prawidłowego miejsca punktu. Teraz, oprócz siatki dróg, patrząc na mapę mimowolnie widzę rzeźbę terenu, granice lasów, zabudowania i inne szczegóły, na które normalnie nie zwróciłabym uwagi. Nawet nie muszę się nad tym zastanawiać, po prostu patrzę i już. No i z tej analizy wychodzi, że punkty, które podbijamy są w jedynych słusznych miejscach. Jest punkt, my, mapa i punkt, chwila zastanowienia i gonitwa na następny.

W ten sposób docieramy do skraju mapy, a potem – do schyłku dnia. Gdy mijamy stadninę koni, zaliczamy małego buraczka przy kolejnej błotnistej drodze i zaoranym miliardzie ton błota na polu, zbiegamy do Krasnobrodu, tam znajdujemy wieżę widokową, po paru chwilach zwątpienia (dlaczego, do licha jest zamknięta?!) podbijamy i lecimy do mety – galopem.IMG_7499

Wyrywanie minut

Wiem, że jeżeli droga jest ewidentna, musimy walczyć o każda minutę. Dlaczego tak? Bo gdy punkty niepewne – i trudno przewidzieć, który jest prawdziwy, a który stowarzysz – to nigdy nie wiadomo, kiedy te wydarte w wyścigu minutki mogą się przydać, gdy nagle zacznie się dodawanie kolejnych za karę. Po kilku kilometrach szaleńczej gonitwy wpadamy do szkoły. Nawet nie pytam o wynik. Poczekamy do rana, aż wszyscy wrócą.

Z Krasnobrodu wyjeżdżamy jako drudzy w Miksie. Wyprzedzili nas tylko Dorota i Arek Duszakowie. Szacun i gratulacje! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.